Mistrz, czyli kto?

Kilka refleksji na temat uprawnień nauczycieli,
organizacji procesów dydaktycznych na wyższych uczelniach oraz rewolucji, jaką przynosi nauczanie online

Jerzy Mischke, Anna K. Stanisławska

Wstęp



Termin "mistrz" zakorzenił się w słowniku nauczycieli akademickich dawno temu i najczęściej używany jest dla podkreślenia faktu, że studenta i nauczyciela akademickiego łączy szczególna więź - właśnie więź mistrza z uczniem. Adept uczy się u mistrza, podglądając go, słuchając wskazówek, a wreszcie naśladując jego postępowanie. A wszystko po to, by przyswoić sobie jego unikalną wiedzę i sposoby działania. Mistrz bowiem dysponuje wiedzą i umiejętnościami, które sam zdobywa, prowadząc badania w danej dziedzinie. Wiedza ta jest z oczywistych względów niedostępna innym członkom społeczeństwa. Nie mogą jej oni posiąść inaczej, jak tylko zostając uczniami mistrza.

Relacje mistrz-uczeń

Według powszechnie wyznawanego przez nauczycieli akademickich (oraz niemałą część społeczeństwa) poglądu, ta wyjątkowość pozycji mistrza stanowi podstawę, na której opiera się europejska koncepcja uniwersytetu oraz paradygmat współczesnych studiów wyższych. W szczególności zaś wywodzi się z niego metoda tworzenia programów studiów, ocena kompetencji absolwenta i zasady sprawdzania postępów studenta. Klasa i prestiż uczelni definiowane są więc w kategoriach liczby zatrudnionych nauczycieli legitymujących się określonymi stopniami lub tytułami naukowymi, liczbą uznanych publikacji naukowych itp. Nawet prawo zasiadania we władzach szkoły wyższej związane jest z posiadanym stopniem bądź tytułem naukowym. Również autonomia uczelni (w tym finansowa!) oraz korporacyjne uprawnienia nauczycieli akademickich (np. wolność wyboru przedmiotu badań, niekontrolowany czas pracy, wiek emerytalny, dłuższy urlop itp.) mają swe korzenie w przekonaniu o wyjątkowości mistrza - uczonego. Jednak wiara w relację mistrz - uczeń jako podstawę funkcjonowania wyższej uczelni ma zbyt poważne konsekwencje, by przyjmować ją bez dowodu. Dlatego spróbowaliśmy przyjrzeć się jej z bliska w przeciętnej, polskiej szkole wyższej.

Interesują nas w tym kontekście dwa następujące pytania:

  1. Jakie warunki są konieczne, aby uczeń uczył się u mistrza?
  2. Jakie warunki są konieczne i wystarczające, by mistrz uczył ucznia?

Aby na nie odpowiedzieć, przypomnijmy etymologię słowa "mistrz". Według Słownika Języka Polskiego PWN1, mistrz to:

  • człowiek przewyższający innych umiejętnością czegoś, biegłością w czymś, niedościgniony w jakiejś dziedzinie;
  • człowiek godny naśladowania, uznany przez innych za wzór, za przewodnika w jakiejś dziedzinie; nauczyciel.

Termin "mistrz" pochodzi od łacińskich magistrare "rządzić", "uczyć" i magistralis - "pański", "władczy". Włoskie maestro jeszcze dobitniej podkreśla mistrzowi przypisaną wirtuozerię działań. W drugim z podanych znaczeń może być on odniesiony do nauczyciela, zważmy jednak, że zarówno Słownik Języka Polskiego, jak i Słownik Wyrazów Obcych Kopalińskiego, definiując słowo "magister", odwołują się do terminu "nauczyciel" dopiero w ostatniej kolejności. Już ta prosta analiza semantyczna pozwala nam wnosić, że aby możliwe było znaczeniowe zrównanie terminu "nauczyciel" i "mistrz", muszą zostać spełnione określone warunki formalne. Jest to tym istotniejsze, że w języku polskim słowo "nauczyciel" określa zarówno pozycję w organizacji edukacyjnej (stanowisko), jak i funkcję pełnioną przez daną osobę na tym stanowisku. A zatem bezkrytyczne przyjmowanie równości znaczeń słów "nauczyciel" i "mistrz" w stosunku do wszystkich nauczycieli akademickich, a nawet w odniesieniu do wszystkich doktorów habilitowanych i profesorów, stanowić może swego rodzaju nadużycie.

Ponieważ pozycje nauczyciela i mistrza ulegają zmianie w miarę, jak uczeń zdobywa nowe kompetencje i rośnie jego intelektualna sprawność, możemy wnioskować, że nie każdej osobie na stanowisku nauczyciela powinno się automatycznie przypisać cechy "maestro", tj. wyjątkową, przewyższającą innych wirtuozerię w uprawianej profesji, a więc mistrzostwo w rozumieniu przytoczonego wyżej pierwszego znaczenia słowa "mistrz".
Kto zatem może być uznany za mistrza, czyli osobę uprawnioną do przekazywania własnych kompetencji uczniom?

Polskie prawo o stopniach i tytułach w szkolnictwie wyższym2 nie określa jednoznacznie, jaka kategoria nauczycieli akademickich może być uznana za mistrzowską w przytoczonych wyżej znaczeniach. Zwyczajowo uznaje się, że:

  • pozycji mistrza nie mają osoby legitymujące się stopniem doktora i niższym.
  • mistrzem może być więc osoba posiadająca co najmniej stopień naukowy doktora habilitowanego lub tytuł profesora. Osoba taka musi spełnić szereg warunków formalnych. Najistotniejszymi z nich są: napisanie i obronienie rozprawy habilitacyjnej oraz uzyskanie pozytywnej rekomendacji starszych kolegów, a w przypadku profesora zwyczajnego: osiągnięcia naukowe lub artystyczne znacznie przekraczające wymagania stawiane w przewodzie habilitacyjnym oraz posiadanie poważnych osiągnięć dydaktycznych, w tym w kształceniu kadry naukowej lub artystycznej. Za takie osiągnięcia uznaje się zazwyczaj co najmniej wypromowanie dwóch doktorów i wydanie monografii (tzw. książka profesorska).

Zwraca przy tym uwagę fakt, że wszystkie powyżej wymienione czynności są czynnościami jednorazowymi i niepowtarzalnymi, a jak już podkreślaliśmy - wszystkie dotyczą wprost kompetencji w zakresie badań naukowych, a tylko pośrednio dydaktyki (jako prawa nieskrępowanego wykładu w obszarze uprawianej specjalności naukowej).

Owe kompetencje naukowe są oczywiście następnie weryfikowane przez środowisko specjalistów z danej dziedziny w trakcie konferencji naukowych, dyskusji oraz w recenzjach. Wyniki tej weryfikacji mają wpływ na dalszą karierę naukową i formalną poprzez wybory do władz akademickich, uczestnictwo w różnego rodzaju gremiach doradczych i opiniotwórczych, zdolność do pozyskiwania grantów itp., nie mają natomiast praktycznego wpływu na uprawnienia w obszarze nauczania, które raz nadane nigdy już nie są poddawane kontroli. Z przynależności wszystkich profesorów i doktorów habilitowanych do rad wydziałów wynikają pewne przywileje - w praktyce dysponują oni możliwością decydowania o programie i sposobie realizacji nauczania na danej uczelni.

Obserwacja wielu zespołów dydaktycznych pozwala nam zasadnie domniemywać, że przysługująca profesorom i doktorom habilitowanym wolność nauczania zwyczajowo jest rozciągana także na niższe kategorie nauczycieli, a korzystanie z niej bardzo rzadko lub nawet wcale nie weryfikowane.

Podsumowując: idea uniwersytetu opiera się na założeniu, że studenci w osobistym i bezpośrednim kontakcie z mistrzami (mistrzami w znaczeniu bliższym "maestro" niż "magister") nabywają najwyższych kompetencji w studiowanej dziedzinie. Nie wdając się w bardziej szczegółowe rozważania dotyczące przyczyn historycznych tego zjawiska, dochodzimy także do wniosku, że z punktu widzenia relacji mistrz - uczeń wyłonienie spośród nauczycieli akademickich takich właśnie mistrzów wcale nie jest łatwe. Na tym tle zasadne wydaje się nam postawienie następnego pytania: co ma zrobić uczeń, by uczyć się u mistrza?

  • Po pierwsze, wiedzieć, czego chce się uczyć, a przynajmniej wiedzieć, jaką dziedzinę wiedzy chce studiować (nie uczyć się, a właśnie studiować!).
  • Po drugie, wiedzieć, kto jest mistrzem w interesującej go dyscyplinie naukowej.
  • Po trzecie, posiadać wiedzę i umiejętności umożliwiające mu porozumienie się z mistrzem.
  • Po czwarte wreszcie, zostać przez mistrza przyjętym na naukę.

Biorąc pod uwagę trzy pierwsze warunki, staje się oczywiste, że nie dotyczą one w żadnej mierze kandydata na studia we współczesnej polskiej uczelni. Wie on co najwyżej, że chce uczyć się na prawie, wydziale mechanicznym, filozofii, informatyce, akademii medycznej itd. Czasem chce zostać prawnikiem, pilotem, filozofem, lekarzem... W gruncie rzeczy ma jednak bardzo mgliste pojęcie o istocie i zawartości wybranych przez siebie dziedzin wiedzy oraz perspektywach zawodowych po uzyskaniu dyplomu. Nie potrafi rozróżniać treści istotnych od błahych i zupełnie zbędnych. Jest całkowicie nieprzygotowany do realizacji czekających go zadań. Zapisuje się więc najczęściej na uczelnię i wydział, kierując się jego nazwą i plotką, a następnie zostaje przydzielony do przypadkowego nauczyciela, pracującego na danym wydziale. Nawet, jeśli słyszał coś o wybitnych profesorach wykładających w jego uczelni, nie ma zazwyczaj możliwości wyboru wykładu, nie mówiąc już o seminariach czy ćwiczeniach i laboratoriach prowadzonych przez mistrza, u którego chciałby się uczyć.

Wbrew głoszonej humboldtowskiej przydatności (i obowiązkowości!) łączenia badań z nauczaniem - w rzeczywistości są to odległe od siebie obszary działalności akademika. Współcześnie w wielu dziedzinach mamy do czynienia z podziałem wiedzy na tak wąskie pola, że nawet specjalistom trudno ustalić, czym naprawdę zajmuje się kolega i jak zainteresowania tego ostatniego mają się do jego własnych. Mimo to w zintegrowanych środowiskach akademickich (np. na uczelni) zazwyczaj dobrze wiadomo, kto jest naprawdę mistrzem w swojej specjalizacji, a kto tylko takiego udaje. Jednak wiedza ta rzadko i z trudnością dostępna jest osobom spoza tych środowisk. Toteż w praktyce kandydatowi na studia zwykle nazwisko nauczyciela nie mówi nic lub mówi bardzo niewiele. Dobrze, jeśli zna go z publikacji prasowych czy programów telewizyjnych. Nierzadko jest to jednak informacja o charakterze popularnym, politycznym lub sensacyjnym. Czasem źródłem wiedzy są informacje pozyskane od starszych kolegów. Na ogół więc kandydat na studia nie najlepiej się orientuje, kto będzie go uczył i jaką pozycję w świecie nauki zajmuje jego przyszły mistrz. Załóżmy jednak, że adept wiedzy dostał się na studia do mistrza w swojej dziedzinie. A ponieważ mistrz nie pracuje nad trywialnymi problemami, jak ma się z nim porozumieć i współpracować adept sztuki, który nie posiadł nawet abecadła obowiązującego w dziedzinie wiedzy uprawianej przez mistrza? Nie ma wyjścia - przed podjęciem prawdziwych studiów poprzez wspólną pracę (najlepiej pod okiem mistrza) musi się on najpierw nauczyć wszystkiego, co dzieli go od posiadania kompetencji potrzebnych do zrozumienia istoty studiowanej dziedziny. Musimy w tym wypadku, rzecz jasna, założyć, że pomocnicy mistrza nauczą go wszystkiego, co jest potrzebne dla podjęcia studiów u mistrza. Prowadzi nas to do wniosku, że przynajmniej przez pierwsze kilka lat słuchacz polskiej wyższej uczelni nie studiuje, a uczy się, przysposabiając się do ewentualnych przyszłych studiów pod kuratelą mistrza.

Warunki pracy

Poszukiwanie odpowiedzi na ostatnie z zadanych przez nas pytań - kiedy mistrz może uczyć ucznia? - sprowadza się do ustalenia warunków, jakie powinny być spełnione, aby uczony mógł odpowiedzialnie podjąć się przekazania posiadanych kompetencji uczniowi.

Pierwszym i zarazem podstawowym warunkiem jest, naszym zdaniem, liczebność uczniów - taka, by mogli pracować wspólnie z mistrzem. Mistrz musi znać każdego z nich, znać jego predyspozycje, słabe i mocne strony itp. Musi przemyśleć plan badań dla niego. Musi mieć czas przeczytać, zastanowić się i poprawić studenckie raporty i opracowania. A ponieważ w wielu dyscyplinach naukowych program komputerowy jest istotnym elementem warsztatu, mistrz powinien być wystarczająco kompetentny i mieć czas, by móc przetestować program używany, czy napisany przez ucznia.

Jeśli mamy do czynienia z dyscypliną wymagającą biblioteki, laboratorium, aparatury czy innych narzędzi, profesor musi nimi dysponować. Jeśli posiada tylko jedno stanowisko laboratoryjne, nie może przyjmować więcej uczniów, niż pozwala na to zasada efektywności wspólnej pracy.

Wynika stąd jasno jeden wniosek: mimo iż liczba uczniów zależy od dyscypliny naukowej oraz innych obciążeń mistrza i może się w poszczególnych przyprzypadkach wahać, to zapewne będzie mieściła się między kilku a najwyżej kilkunastu osobami. Na pewno nie mogą być to dziesiątki osób (jak to niestety bywa w polskich realiach).

Podsumowując, z naszych dotychczasowych rozważań wnioskować możemy niezbicie, że nie każdy nauczyciel akademicki jest mistrzem w podanym przez nas rozumieniu. Dzieje się tak mimo tego, że często3 nauczyciel więcej wie i umie od swojego ucznia, ale ponieważ nie osiągnął jeszcze granic istniejącej wiedzy w danej dyscyplinie, nie może pretendować do miana mistrza i uzurpować sobie jego uprawnień.

Tylko mistrz - twórca wiedzy - niemający sobie równych i będący jedynym autorytetem w uprawianej przez siebie dziedzinie, może posiadać nieskrępowane prawo do określania zarówno metod przekazywania wiedzy, jak i oceny stopnia jej opanowania przez uczniów. Tymczasem nauczyciel z założenia przekazuje cudzą wiedzę. Kto inny więc musi ocenić ilość wiedzy niezbędnej studentom oraz jakość i efektywność jej przekazu. Ta ostatnia rzecz jest niezwykle ważna i stanowi miarę oceny wartości pracy nauczyciela.

Z tego, co do tej pory powiedzieliśmy, płynie kolejny wniosek: niewielu pracowników akademickich osiąga status mistrza. Kim są więc pozostali pracownicy uczelni? Czy są to mistrzowie, którzy tylko dlatego, że mają zbyt wielu uczniów nie są w stanie pełnić swojej funkcji? A może uczeni, dla których zabrakło miejsca w strukturach uniwersytetu, gdyż wszystkie miejsca przeznaczone dla mistrzów zostały już zajęte?

Sądzimy, że można by postawić w tym miejscu śmiałą tezę, iż z reguły są to ci, którzy nie spełniwszy swych marzeń zostania wielkimi uczonymi, pozostają jednak na uczelni, ponieważ odpowiada im praca w atmosferze badań, konferencji, szacunku studentów i osób z zewnątrz. Lubią uroczystości akademickie, rady i komisje. Pasjonują się rozmowami o osiągnięciach i wpadkach kolegów, wynikami wyborów do władz akademickich, najświeższymi wynalazkami i światowymi trendami. Cenią sobie przywileje takie, jak dłuższy urlop, co pewien czas kilkumiesięczny urlop naukowy (sabbatical), swoboda organizacji czasu pracy itp. W krajach byłego bloku wschodniego dochodzi do tego komfort psychiczny, wynikający z pewności zatrudnienia i możliwość wieloletniego zajmowania się różnego rodzaju hobby bez narażania się na utratę pracy.

Innymi słowy, są to nauczyciele akademiccy, którzy pozbyli się ambicji wspinania na szczyty i zadowalają się udziałem w cudzych badaniach - pracownicy niezwykle potrzebni na uczelni, bez których nie można wyobrazić sobie ani badań, ani dydaktyki akademickiej. Oni bowiem wykonują znaczną część prac naukowych, uczą studentów i pełnią większość funkcji w zakresie zarządzania uczelnią.

Uprawnienia

Na domiar złego, w Polsce określa się wszystkich nauczycieli akademickich mianem "naukowców". Określenie to odnosi się przede wszystkim do opisanej przez nas właśnie najliczniejszej grupy akademików. Określenie "naukowiec", zapewne wbrew woli zainteresowanych, wyraża zdystansowanie się od uczonych, a jednocześnie potwierdza przynależność do grona osób posługujących się w swej pracy metodą naukową oraz zadowala ambicje wyróżniania się z ogółu społeczeństwa. Jednak osób lepiej znających język polski określenie to nie powinno wprowadzać w błąd co do poziomu nauki uprawianej przez naukowców.

Ogromny wzrost liczby słuchaczy wyższych uczelni na przełomie XX i XXI wieku usprawiedliwiał przez jakiś czas zaistniałą sytuację. Uczelnie potrzebowały wielu nauczycieli, wielu wykładowców, czyli osób odpowiedzialnych za nauczanie określonego przedmiotu. Pomocnikami ich stali się asystenci i adiunkci. Z czasem różnice funkcji i zadań uległy zatarciu - pozostała jedynie różnica stanowisk i pensji. Przy prawie całkowitym braku ruchu kadr trudno się dziwić, że zapracowany4 profesor czy docent (dzisiaj profesor nadzwyczajny) nie bardzo kwapił się do kontrolowania zasiedziałego na uczelni adiunkta, często swego starszego kolegi. Niekontrolowany i zwykle wykonujący te same czynności, co jego przełożony, adiunkt (asystentów prawie nie ma na naszych uczelniach) bez złej woli zaczął przypisywać sobie te same uprawnienia, co profesor. Nie jest więc wykluczone, że owa konstatacja sama w sobie może stanowić źródło poglądu, o którym mówimy, że każdy nauczyciel akademicki jest mistrzem dla nauczanych przez siebie studentów.

Konkludując, nie bez kozery wydaje się uznać za udowodnione, że rozciąganie uprawnień przynależnych mistrzowi (maestro) na nauczycieli (magister) akademickich wszystkich szczebli przynosi złe skutki dla jakości i sprawności nauczania oraz że na większości kierunków kształcenia i uczelni paradygmat kształcenia się ucznia - studenta u mistrza przestał być możliwy do zrealizowania poniżej poziomu studiów doktoranckich.

Jednocześnie nadużywanie słowa "mistrz" w odniesieniu do wszystkich nauczycieli akademickich
- w miejsce bardziej odpowiadających współczesnym trendom w edukacji terminom "opiekun", "instruktor", "moderator", lepiej oddającym pożądane stosunki ze studentami - utrudnia dopasowanie organizacji nauczania do potrzeb naszych czasów. A przecież inaczej należy zorganizować prace uczelni, w której nauczyciele uczą studentów, inaczej zaś, gdy pracownicy uczelni w partnerstwie ze studentami pomagają tym drugim rozwijać ich kompetencje.

Zdalne nauczanie

Nim jednak zdołaliśmy się uporać z powyższym problemem, powstały nowe wyzwania dotyczące organizacji procesów dydaktycznych. Przyniosło je ze sobą zdalne nauczanie. Próba jego zastosowania w środowisku akademickim spowodowała konieczność dokonania kolejnej zmiany naszych przekonań na temat relacji mistrz - uczeń. Kurs zdalny łączy wszak w sobie funkcje tradycyjnego nauczyciela i pomocy dydaktycznej (podręcznika, stanowiska laboratoryjnego, czasem nawet wycieczki w teren itp.)

Łatwo dziś dostępna, a jednocześnie bardzo zaawansowana, technologia daje możliwość przygotowania i dostarczenia e-kursu przez pojedynczą osobę. Jednak ze względu na racjonalny podział pracy i konieczność zapewnienia mu wysokiej jakości powinien być to raczej wyjątek niż reguła.

Regułą natomiast jest - i zapewne w przyszłości będzie - produkcja i realizacja e-szkoleń przez zespół specjalistów-projektantów, w skład którego wchodzą eksperci z danej dziedziny wiedzy, metodycy zdalnego nauczania oraz wspomagający ich informatycy i specjaliści ds. multimediów. Zadaniem takiego zespołu jest jak najlepsza, z punktu widzenia środowiska online i efektywności działań, organizacja procesu dydaktycznego - a więc stworzenie koncepcji nauczania przedmiotu (doboru celów i metod kształcenia), opracowanie niezbędnych materiałów, wymyślenie zestawu aktywności studenta, motywujących go do uczenia się, jednym słowem (oprócz opracowania materiałów) - napisanie instrukcji kursu. Dzieje się tak dlatego, że w sieci nie jest możliwe ad hoc przygotowywanie i prowadzenie zajęć trwających w określonym czasie. W przeciwieństwie do szkolenia tradycyjnego, kurs zdalny tworzony jest dużo wcześniej, nim nastąpi jego realizacja w internecie (co często trwa nawet kilka miesięcy).

Procesy w e-edukacji

Jest to proces nieco podobny do produkcji filmu telewizyjnego. I w tym przypadku mamy do czynienia z autorem dzieła literackiego, który dostarcza kanwy filmu, ze scenarzystą, który dostosowuje dzieło do zamierzeń reżysera - rzeczywistego twórcy filmu, z realizatorem telewizyjnym pomagającym reżyserowi dostosować jego zamierzenia do technicznych możliwości technologii telewizyjnej, ze scenografem dającym oprawę plastyczną. Na planie filmu istotną rolę odgrywają oczywiście także aktorzy pośredniczący między autorem, reżyserem i widzem, a wreszcie cała ekipa techniczna pozwalająca praktycznie zrealizować pomysły autora i reżysera oraz dostarczyć widzowi gotowy produkt w postaci programu telewizyjnego.

W produkcji e-kursu główne role przydzielone są podobnie. Pierwsze skrzypce grają autor źródła wiedzy i metodyk zdalnego nauczania - reżyser. To oni nadają ostateczny kształt szkoleniu. Wspomagają ich scenarzysta - projektant grafiki komputerowej, realizator - informatyk oraz aktorzy - e-nauczyciele. W miarę potrzeb zespół ten może być uzupełniany o pomocników o różnych specjalnościach.

Z punktu widzenia tematu naszych rozważań najbardziej interesujące są role autora kursu i e-nauczyciela i im poświęcimy teraz nieco więcej czasu.

Autor jest źródłem wiedzy, określa, czego należy uczyć, które treści są najistotniejsze, a które mniej ważne, jak sprawdzać nabyte przez słuchacza kompetencje. Łączy on w sobie (czasem w zespole autorów) funkcję tradycyjnego autora podręcznika i nauczyciela. Jeśli kurs wymaga sięgnięcia po wiedzę mistrza (maestro), nic nie stoi na przeszkodzie - wystarczy zaprosić wybitnego specjalistę do współpracy. A ponieważ w e-nauczaniu liczby słuchaczy w zasadzie nie ogranicza ani pojemność sal wykładowych, ani miejsce, ani czas trwania zajęć, ani nawet pora dnia, więc tym samym dostępność mistrza online jest również nieograniczona - zawsze istnieje szansa na umożliwienie dodatkowego kontaktu z ekspertem najwyższej klasy. Co więcej, student online może zapoznać się z biografią i twórczością autora kursu przed rozpoczęciem nauki, i wybrać spośród wielu tego, który mu najbardziej odpowiada. E-szkolenie pozwala więc tym samym usunąć przynajmniej tę jedną przeszkodę w relacji mistrz - uczeń, która tak trapi nas w nauczaniu tradycyjnym.

Z drugiej strony autor - czasem mistrz (maestro), a czasem po prostu dobry nauczyciel - także nie jest skrępowany ani miejscem i czasem nauczania, ani też liczbą słuchaczy, bo cała jego praca poprzedza realizację kursu w sieci. Potencjalnie więc, jeśli to jest konieczne, e-nauczanie pozwala kojarzyć z uczniami najtęższe umysły uczonych z całego świata. Czy da się to założenie urzeczywistnić, zależy już wyłącznie od umiejętności organizacyjnych dostawcy kursu oraz funduszy, jakimi dysponuje.

Ten, niewątpliwie pozytywny, aspekt e-nauczania ma z punktu widzenia autora (zwłaszcza mistrza-maestro) inną jeszcze stronę medalu: mistrz musi podzielić się swą sławą z metodykiem kursu, ale także z pozostałymi członkami zespołu, którzy nadają ostateczny kształt jego dziełu. W istocie tylko na skutek "niedopatrzenia" dostawcy kursów nierozsądnie lekceważą siłę reklamy tkwiącą w nazwiskach autorów, metodyków i innych członków zespołu projektowego. Nic bowiem nie stoi na przeszkodzie, by nazwiska ich były trwale łączone z danym produktem, tak jak łączy się podręcznik z nazwiskiem jego twórcy, a wykład z nazwiskiem profesora. Z tą tylko różnicą, że we współczesnej uczelni dostać się na wykład wielkiego uczonego wcale nie jest łatwo, a dostęp do jego e-kursu może być bezproblemowy.

Sytuację komplikuje tylko nieco fakt, że największe autorytety w nauczanych online dziedzinach wiedzy niezwykle rzadko mają ochotę i czas, by pracować z wirtualnymi studentami. Przede wszystkim, dlatego że jest to zajęcie o wiele bardziej absorbujące niż tradycyjne. Jednak dla teoretyków rewolucji w uczeniu jest jasne, że takie właśnie są reguły tej gry5. Wiedza mistrzów ma być dziś szeroko rozpowszechniana przy użyciu technologii teleinformatycznej, nauczana przez najlepszych nauczycieli, sami zaś mistrzowie powinni skupić się na nauczaniu swoich bezpośrednich następców i uczniów.

Ostateczny kształt e-kurs przyjmuje w trakcie swojej realizacji. Tym też różni się od filmu - e-nauczyciel ma istotny (interaktywny) wpływ na sposób jego odbioru przez ucznia. Można powiedzieć, używając analogii do współczesnej sztuki, że e-kurs jest raczej nieustającym happeningiem kreowanym przez e-nauczyciela wspólnie z jego e-uczniami.

Rola nauczyciela

Podobnie jak zmienia się i wzbogaca rola autora, tak modyfikacji ulega rola nauczyciela prowadzącego zajęcia zdalne. E-nauczyciel musi realizować scenariusz przygotowany bez niego. Obowiązek realizacji scenariusza e-kursu nie pozbawia go jednak wpływu na kształt zajęć. I choć pozostaje on w pewien sposób bardziej skrępowany w organizacji swojej pracy ze studentami, to jednocześnie dzięki możliwości indywidualizowania z nimi kontaktów i znacznym możliwościom organizowania ich aktywności, jego wpływ na ich pracę oraz jej efekty wydaje się większy.

Jeśli kurs jest realizowany przy aktywnym współudziale e-nauczyciela, to dla studenta online pozostaje on zawsze niezwykle istotną osobą. To ją "widzi" student. To on postrzegany jest przez klasę jako ekspert i mentor. To on, ucząc cudzej wiedzy, stanowi jej często jedyną instancję i autorytet. Nie mając bezpośredniego kontaktu z autorem materiałów kursu, studenci nie postrzegają zatem autora jako dostawcy i źródła wiedzy. Partnerem dyskusji i współpracy staje się "jedynie" prowadzący zajęcia online. Co więcej, ich wzajemna relacja jest bardzo podobna do relacji nauczyciel - uczeń w tradycyjnym nauczaniu. E-nauczyciel nie powinien więc narzekać na utratę autorytetu u swoich studentów, dla których pozostaje mistrzem (w znaczeniu "magister"), chociaż student online przyczajony do samodzielności studiowania, chętnie sięga również po autorytety gdzie indziej.

W procesie e-nauczania niezwykle ważne6 jest poza tym stałe doskonalenie produktu szkoleniowego. Służy temu weryfikacja założeń przyjętych w fazie przygotowywania kursu oraz danego scenariuszem sposobu nauczania. Istotną wiedzę o jakości przygotowanego szkolenia zwykle dostarczają nam ci, którzy go potem prowadzą, a którzy nie byli bezpośrednio zaangażowani w proces jego tworzenia, czyli e-nauczyciele. Wynika to ze zwykle akceptowanej przesłanki, iż mając emocjonalny dystans do prowadzonego przez siebie kursu, są w stanie ocenić jego wartość merytoryczną i dydaktyczną7.

Podsumowanie

Reasumując, staraliśmy się dowieść na tych kilku stronach, że realia dzisiejszej uczelni wyższej zmieniają relacje między nauczycielami i studentami. Okazuje się, że wbrew obiegowym poglądom paradygmat pobierania nauki u mistrza (maestro) jest łatwiejszy do zrealizowania w nauczaniu online niż w kształceniu tradycyjnym. Staraliśmy się uwypuklić także wzbogacenie roli nauczyciela w tym systemie i przekonać czytelnika, że poprawnie przygotowany i realizowany e-kurs nie musi się kojarzyć z anonimowością jego twórców. Wreszcie wydaje się nam, że racjonalne wprowadzenie e-nauczania do praktyki szkolnictwa wyższego pozwoli zaoszczędzić czas wybitnych uczonych, zracjonalizować ich pracę i jednocześnie umożliwić im kontakt ze znacznie większą liczbą słuchaczy.

Być może więc uczelnie wyższe powinny zmienić swoją strukturę, by móc lepiej sprostać współczesnym wymaganiom społecznym. Być może szkolnictwo wyższe na poziomie studiów zawodowych (licencjackich) i magisterskich powinno być dostępne dla wszystkich pragnących zdobyć wyższe wykształcenie, także przez sieć. Być może nie powinniśmy się silić na naśladowanie dawnego uniwersytetu w warunkach, które wymagają zapewnienia powszechnego dostępu do wiedzy. Prawdziwe studiowanie - z zachowaniem relacji mistrz - uczeń w tradycyjnym znaczeniu - powinno zaś odbywać się dopiero na poziomie doktoranckim. Tam odpowiednio przygotowani - zarówno w zakresie wiedzy, jak i umiejętności - studenci zdolni byliby docenić wirtuozerię swoich mistrzów i nadążyć za ich naukowymi pomysłami.

INFORMACJE O AUTORACH

JERZY MISCHKE
Autor jest emerytowanym profesorem Akademii Górniczo-Hutniczej. W 1969 r. obronił pracę doktorską z zakresu maszyn do przeróbki plastycznej, a 7 lat później habilitował się. Od powstania w 1997 do 2002 r. był dyrektorem Ośrodka Edukacji Niestacjonarnej AGH. Jest autorem 59 artykułów, współuczestniczył w 42 opracowaniach dla przemysłu i wraz z innymi opatentował 16 wynalazków. Jego zainteresowania obejmują szeroko pojętą e-edukację, gdyż uważa, że jest to dziedzina w Polsce bardzo zaniedbana, a przy tym niezwykle istotna dla funkcjonowania społeczeństwa. Z zakresu edukacji i e-edukacji opublikował około 30 opracowań (http://galaxy.uci.agh.edu.pl/~mischke/).


ANNA K. STANISŁAWSKA
Autorka jest metodykiem zdalnego nauczania, e-nauczycielem, nauczycielem akademickim i wykładowcą w szkołach ponadpodstawowych. Absolwentka filozofii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, ze specjalnością metodologia nauk (1987 r.). W 2001 roku ukończyła studia podyplomowe w Wyższej Szkole Ekonomii i Innowacji w Lublinie. Prowadziła zajęcia na Uniwersytecie Marii-Curie Skłodowskiej oraz Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Obecnie pracuje w Polskim Uniwersytecie Wirtualnym, gdzie jej zadaniem jest projektowanie i prowadzenie szkoleń przez internet.

 

Przypisy

1 sjp.pwn.pl/hhp?id=3...

2 Ustawa z dnia 14 marca 2003 r. o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki (Dz. U. z 2003 r. Nr 65, poz. 595), Ustawa z dnia 12 września 1990 r. o szkolnictwie wyższym (tekst ujednolicony).

3 W naszych czasach nie jest to regułą, ponieważ w wielu przypadkach uczeń jest sprawniejszy lub posiada wiedzę przewyższająca wiedzę nauczyciela. Najwięcej tego rodzaju przykładów dostarcza programowanie komputerów, w której to dziedzinie uczniowie często daleko wyprzedzają swoich nauczycieli.

4 Praca naukowa, 210 godzin zajęć ze studentami, prace administracyjne, staranie się o pieniądze na badanie, wyjazdy na konferencje, udział w najróżniejszych komisjach, praca zarobkowa.

5 Ludzie na całym świecie będą mogli uczestniczyć w najlepszych kursach prowadzonych przez wspaniałych nauczycieli, Bill Gates, cyt. za: G. Dryden, J. Vos, Rewolucja w uczeniu, Poznań 2000, s. 460.

6 Po raz pierwszy w historii stało się to w pełni możliwe, dzięki wprowadzeniu zasady prowadzenia kursu według uprzednio przygotowanego scenariusza.

7 Oczywiście, wielu z nas mogłoby zgłosić zastrzeżenie, że tak naprawdę wszystkie niedociągnięcia i błędy najlepiej oceni i zdoła poprawić jedynie twórca kursu. Niemniej, najczęściej stosowaną praktyką w kształceniu zdalnym jest ta, którą wymieniliśmy jako pierwszą.