Ściąganie na egzaminach online
Marcin Dąbrowski
Kilka dni temu ukazał się projekt rozporządzenia MEN zmieniającego regulacje dot. kształcenia ustawicznego w formach pozaszkolnych. Nowelizacja ta ustanawia główne zasady organizacji kształcenia na odległość w ośrodkach kształcenia ustawicznego. Zaproponowane ramy są bardzo ogólne, nie powinny przeszkadzać, a co niektórym mogą nawet pomóc – w nabieraniu odwagi do szerszego stosowania e-learningu. Jedynym większym ograniczeniem jakie ustawodawca wprowadza jest wymóg realizacji końcowych egzaminów w formie stacjonarnej, pozostawiając jednak organizatorowi możliwość wyboru miejsca na przeprowadzenie egzaminów. W porównaniu do szeregu wymogów MNiSW negatywnie wpływających na rozwój e-learningu na poziomie akademickim (w tym trudna do racjonalnego wytłumaczenia konieczność organizacji egzaminów w siedzibie uczelni!) ograniczenie się MEN do nakazu tradycyjnego egzaminowania należy ocenić pozytywnie. Zasada ta wydaje się rozsądna i w dłuższej perspektywie czasu powinna wspomóc zapewnianie odpowiedniej jakości kształcenia. Może to okazać się szczególnie ważne w przypadku powodzenia równoległej akcji - poselskiej inicjatywy nowelizacji ustawy o oświacie, której celem jest stworzenie możliwości stosowania form kształcenia na odległość w edukacji szkolnej dzieci i młodzieży.
O tym, na ile forma egzaminu w kształceniu na odległość jest istotna w praktyce, przekonują się w Stanach Zjednoczonych. Nie tak dawno na łamach "The Chronicle of Higher Education" ukazał się obszerny artykuł na temat oszukiwania podczas zdalnych egzaminów kończących coraz bardziej popularne w Stanach kursy online. Grupowe – poprzez Google Docs – rozwiązywanie testów uruchamianych w określonym czasie, czy też wspólne kolekcjonowanie zadań z egzaminów tworzonych z większej puli (banku) pytań, to bardzo podstawowe formy „kreatywności” studentów. Wyszukane formy zdawania egzaminów pisemnych - bez wysiłku nauki - stają się coraz bardziej powszechne, do tego stopnia, iż tematem zainteresowali się najwięksi deweloperzy platform e-learningowych. I nie rzecz w wyszukiwaniu prostych plagiatów – zapożyczeń z cudzych prac i internetu. Aby ukrócić te i bardziej wyrafinowane techniki oszukiwania (jak np. korzystanie przez studentów z usług osób „zawodowo” piszących prace zaliczeniowe) rozwijane są metody rozpoznawania i zapamiętywania profilu studenta na początku jego studiów online. Mowa tu o profilu związanym ze stylem wypowiedzi pisemnych, jak również zasobem często stosowanych terminów i zwrotów. Większe odstępstwa od tego profilu w pracach przygotowywanych w kolejnych latach mogą stać się podstawą szczególnego zainteresowania pracą ze strony prowadzących zajęcia czy też organizatorów studiów.
Tych, którzy rozwijają przedsięwzięcia e-edukacyjne nie trzeba przekonywać, iż studia online mogą być równie wartościowe co ich stacjonarne odpowiedniki a nakłady pracy studenta są często wyższe w przypadku wirtualnego środowiska nauczania. Dobrze byłoby, aby wraz z bardzo dynamicznie rosnącą popularnością kursów online na świecie utrzymana została jakość kształcenia, a szczególnie – jak widzimy – jakość i rzetelność oceny wyników nauki.
Data dodania: 6.08.2012
Dodaj do: Facebook Wykop Twitter.com Digg.com
Marcin Dąbrowski
Tagi wpisu
Inne wpisy autora:
- » Cykl życia e-learningu
- » Miliard na edukację wyższą
- » Lunch & learn 2.0
- » E-learning a programy operacyjne na lata 2014-2020
- » E-learning potrafi!
- » Crowdsourcing i e-learning
- » Cyfrowa szkoła... akademicka
- » Gdzie jest czytelnik?
- » Oczekiwania i wyobrażenia uczniów nt. przyszłości komputerów
- » Social learning
- » Powszechny dostęp do zasobów wiedzy
- » E-learning ponad granicami
- » e-podręczniki w natarciu
- » Jak wynagradzać e-nauczycieli?
- » Na dobry początek