Data dodania:

Komentarze do wpisu:

Szanowna Pani Dorotko,

Z wielkim zainteresowaniem przeczytałam Pani post "Maria na Stanford, ja do Karoliny", bo nawiązuje on również do moich doświadczeń wyniesionych z uczestnictwa w amerykańskich i kanadyjskich kursach e-learningowych. W 100% potwierdzam Pani słowa wyartykułowane na blogu. Amerykańscy nauczyciele są w rzeczy samej cierpliwi i wspierający. Jako e-studentka w wirtualnej klasie zawsze czułam się słyszana, zauważana i zachęcana do przełamania np. nieśmiałości (wynikającej m.in. z faktu iż byłam jedyną Polką i osobą, dla której język angielski był językiem obcym) oraz otwartego wyrażania myśli (nawet tych które wydawały mi się śmieszne i mało znaczące). Również informacje zwrotne dla uczestników kursów konstruowane przez nauczycieli nigdy nie zawierały raniącej krytki i były napisane w nieco innym tonie i głosie niż tym, znanym mi z polskiej tradycyjnej i wirtualnej klasy. Poniżej kilka moich uwag i refleksji porównwczych, które nasunęły mi się zaraz po przeczytaniu Pani interesującego postu.

Kanadyjskie zadania zaplanowane na dany tydzień zawsze odwołują się do przekazywanych treści lekcyjnych i wzmacniają cele dydaktyczne lekcji. Nie mogę tego samego powiedzieć o polskich e-kursach (w których do tej pory uczestniczyłam), a na których nie było związku między przekazywanymi treściami dydaktycznymi a zaprojektowanymi zadaniami. Zadania odnosiły się do treści merytorycznej nie omawianej na zajęciach i realizowały cele dydaktyczne, które wydawały się uczestnikom kursu “wzięte z kosmosu”.

Uczestnicząc w kanadyjskich kursach nauczanych przez Internet nie spotkałam się z praktyką (bardzo popularną w Polsce) zamieszczania na platformie plików pdf zawierających materiał do przeczytania dla studentów i traktowania ich jako opracowanej lekcji. Nie wiem dlaczego na polskich e-kursach prowadzonych na platformie Moodle nie wykorzystuje się wbudowanego w platformę modułu używanego do tworzenia lekcji. W Kanadzie jeśli lekcja ma formę dyskusji seminaryjnej albo polega jedynie na rozwiązaniu zadań, to nadal obowiązkem autora kursu jest zaprojektowanie lekcji, która musi zawierać stałe elementy takie jak: wprowadzenie (wstęp) do lekcji, cele dydaktyczne, literatura oraz internetowe źródła informacji, zasadnicze treści dydaktyczne (w tym: wskazówki i wyjaśnienia dla studentów) oraz podsumowanie. Niedopuszczalne jest traktowanie jako lekcji zbioru artykułów do przeczytania zamieszczonych na stronie głównej kursu w formie plików pdf. Studenci zapisani na kurs po dokonaniu odpowiedniej opłaty spodziewają się otrzymać od e-nauczyciela, którego uważają za eksperta w danej dziedzinie jakieś instrukcje, wskazówki, wyjaśnienia oraz oryginalny materiał lekcyjny, a nie tylko zbiór artykułów do przeczytania. Zawartość lekcji reprezentuje wiedzę nauczyciela, jej brak porównywany jest do nieobecności nauczyciela/wykładowcy na zajęciach prowadzonych w tradycyjnej klasie.

Pani Dorotko - na marginiesie wspomnę, że kanadyjski kurs z zakresu moderowania e-kursów prowadzony w seminaryjnej formie był jednym z najbardziej interesujących, inspirujących oraz pracochłonnych. Życzę Pani jak nawięcej pasjonujących doświadczeń z pozycji e-studenta oraz wirtualnego nauczyciela. Raz jeszcze dziękuje za ciekawe refleksje.

PS. Czy miała Pani podobne doświadczenie uczestnicząc w polskich e-kursach?

Pozdrawiam serdecznie z Toronto Joanna Dąbrowska, Canadian College of Online Training

Pani Joanno,

bardzo dziękuję za ciekawy komentarz do mojego wpisu. Moje odczucia związane z atmosferą panującą na kursie są bardzo podobne do Pani spostrzeżeń ? przyjazna atmosfera, cierpliwy nauczyciel, rzetelna, konstruktywna i wspierająca informacja zwrotna. Podobają mi się również, dosyć rzadko u nas proponowane, zadania polegające na wzajemnej ocenie własnej pracy przez kursantów. Sporo uczą i przede wszystkim przełamują opór przed formułowaniem takiej oceny ? przydałoby się to naszym studentom (i nie tylko), którzy mają z tym ogromny problem, zwłaszcza jeżeli chodzi o życzliwe i konstruktywne wskazanie błędów, sugestie zmian. Cenne.

Jeżeli zaś chodzi o kursy, w jakich uczestniczyłam w kraju (nie było ich tak wiele, bo i oferta nie jest bogata), ja dostrzegam trzy problemy:

1) Mimo postulatów, nadal często centralną rolę na e-kursie pełni? skrypt w formacie PDF, a aktywności są projektowane ?pod skrypt?. Treści skryptów również często pozostawiają wiele do życzenia. I tak np. na zajęciach dotyczących metodyki e-learningu musiałam zmierzyć się z 10 stronami? historii nauczania na odległość (sięgnęliśmy do Mojżesza?;-)), a pytania testowe dotyczyły chociażby wspomnianej daty utworzenia telewizyjnego technikum rolniczego lub ram czasowych kolejnych generacji nauczania na odległość, powiedzmy szczerze ? wiedza średnio przydatna e-nauczycielowi ;-)

2) Brak związku zadań z realnymi problemami, jakie napotkają uczestnicy zajęć w swojej pracy. Proces dydaktyczny często opiera się na dyskusjach, testach i czasem interaktywnych ćwiczeniach (to taki polski standard: dyskusja, test i quiz), podczas gdy zaniedbywane są te zadania, które pozwalają na realne ćwiczenie umiejętności. Takie zadania wydają się szczególnie ważne w kursach dotyczących projektowania i prowadzenia zajęć zdalnych.

3) Ale grzechem głównym w moim odczuciu jest to, że sami edukatorzy nie przestrzegają tego, czego sami uczą?

Scenka rodzajowa (ocena przygotowanego kursu):
- Pani Dorotko, no ładny ten Pani kurs, przemyślany, tylko zastanawiam się dlaczego nie użyła w nim Pani żadnych elementów graficznych, które byłyby z pewnością cenne?
- Panie Nauczycielu, no cóż, mogłabym zapytać Pana o to samo ;-)

Nie twierdzę, że to jest powszechne, ale wiele jeszcze mamy do zrobienia? I kocham internet chociażby za to, że mogę uczyć się w Karolinie:-)

Pozdrawiam serdecznie i raz jeszcze dziękuję za komentarz,
Dorota Kwiatkowska